niedziela, 19 marca 2023

1. Teraźniejszość: Nowy początek

 



Teraźniejszość || Rok 6 || Wrzesień (- 1 września -)


Hannibal Lecter


Nowy rok, nowe możliwości, nowe problemy, ta sama twarz.


- Witaj, Will. Miło cię widzieć. Chociaż okoliczności naszego dzisiejszego spotkania dalekie są od idealnych.

Spoglądałem na chłopca siedzącego przede mną w fotelu ze spokojem, który Ślizgon mógł wyczuć także w moim głosie. Nie miałem, co do tego najmniejszych nawet wątpliwości.

Chłopak patrzył w okolice mojej szyi i klatki piersiowej, ale jednocześnie starał się wyglądać na pewnego siebie i nie przejmować się powodem, dla którego znalazł się w moim gabinecie.

- To Franklyn zaczął. - rzucił pewnym, niemal znudzonym głosem.

- Widzę, że od razu przechodzimy do rzeczy.

- Przepraszam. Mi również miło pana widzieć, profesorze. - Will Graham podniósł spojrzenie, chociaż nadal nie patrzył mi w oczy. - To Franklyn zaczął. Mówił, że jest pańskim ulubieńcem. - tym razem spojrzenie niebieskich oczu chłopaka splotło się z moim na kilka chwil. - Pokazałem mu, że zbyt mało potrafi, aby było to prawdą.

- Will, pryszcz na czole Franklyna zyskał własną świadomość.

Wzrok chłopaka znowu uciekł w dół.

- Może go wycisnąć. - burknął.

- Pryszcz, o którym mówimy, planuje założyć związki zawodowe.

- Może go wycisnąć. - powtórzył twardo chłopak.

Poczułem, że przez moje ciało przechodzi dreszcz. Will Graham właśnie udowadniał mi, że naprawdę ma w sobie to, co zacząłem dostrzegać w nim już kilka lat temu.

Przyjrzałem mu się dokładniej.

Był średniego wzrostu i atletycznej budowy ciała. Nie zmienił się szczególnie od czasu, kiedy widziałem go ostatnio. Wakacje zaledwie wyostrzyły trochę jego rysy, nadały wydatniejszy kształt jego szczęce, zaciemniły górną wargę oraz brodę meszkiem pierwszego zarostu. Ciemne włosy chłopaka nadal układały się w gęstą, kręconą aureolę, a niebieskie oczy uciekały przed spojrzeniem innych osób, chociaż coraz częściej ulegało to zmianie.

Rzuciłem okiem na jego szczupłe nogi ubrane w ciasne, potargane jeansy. Will rzadko ubierał się modnie, ale najwyraźniej coś się w tym temacie zmieniło.

Will Graham był najlepszym i najbardziej uzdolnionym uczniem na swoim roku. Miałem do czynienia z wieloma zdolnymi Ślizgonami, ale żaden z nich nie posiadał tak ogromnych możliwości, jakie krył w sobie ten na pierwszy rzut oka niepozorny chłopak. Will był projektem, nad którym pracowałem, od kiedy dostrzegłem w nim tę wyjątkową cząstkę, którą miałem także w sobie. Patrząc na Willa mogłem dostrzec w nim siebie i najwyraźniej ten rok mógł okazać się przełomowy. Może to właśnie w tym roku miałem wydobyć z chłopaka całość jego niesamowitego, rzadkiego potencjału.

Po chwilowej ciszy znowu podjąłem temat.

- A więc uważasz, że Franklyn powinien pozbyć się pryszcza, któremu dałeś pełną świadomość? Pryszcza, który myśli, planuje, analizuje, z którym można porozmawiać.

- To tylko pryszcz.

- Myślący. Świadomy.

- Pryszcz.

- Tak, Willu. To tylko pryszcz. - zgodziłem się w końcu z chłopakiem, a jego spojrzenie znowu musnęło moje.

- Co pan pije? - zmiana tematu była równoznaczna z przerwaniem naszego kontaktu wzrokowego. Ślizgon sięgnął po kieliszek znajdujący się na moim biurku i powąchał jego zawartość. Nie wyczuwając alkoholu wziął drobny łyk srebrnego płynu. - Mmm, dobre.

Uśmiechnąłem się lekko. Tak, Will nie wiedział, co pije, ale zasmakował już w tym, w czym niewielu miało odwagę zasmakować. To właśnie to sprawiło, że lata temu zacząłem baczniej mu się przyglądać i odkryłem w nim to, czego nie udało mi się znaleźć w nikim innym poza mną samym.

- Cieszę się, że ci smakuje.

- Nie odpowiedział pan na moje pytanie, profesorze. - głos chłopaka był pewny, naznaczony wewnętrzną siłą, a inteligentne spojrzenie wydawało się szukać odpowiedzi w moich oczach.

- Nie, Willu. Nie odpowiedziałem. Wciąż nie jesteś gotowy, aby poznać odpowiedź.

Ślizgon wypił zawartość mojego kieliszka do końca i odstawił go na miejsce.

- Myślę, że możemy już zakończyć to spotkanie i wziąć udział w ceremonii przydziału.

- A Franklyn? - Will nie wydawał się szczerze zainteresowany, jednak wiedział, że wypada zapytać o kolegę, nawet jeśli sam był źródłem jego problemów.

- Zajmie się nim doktor Chilton.



Will Graham


Mimowolnie uśmiechnąłem się pod nosem.

Doktor Chilton był sadystą, który z całą pewnością nie powinien był pracować z żywymi ludźmi. Od kiedy rozpocząłem naukę w Hogwarcie, starsi uczniowie co roku opowiadali o szkolnym doktorze różne historie, które sprawiały, że ostatecznie nikt nie chciał trafić do skrzydła szpitalnego. Niestety kilka razy miałem okazję samemu przekonać się o prawdziwości opowiadanych szeptem historii.

Cóż, dziś to Franklyn Froideveaux był nieszczęśnikiem, który musiał spotkać się z sadystycznym doktorem. Na przyszłość na pewno będzie zważał na słowa i podaruje sobie głupie przechwałki w mojej obecności.

Korzystając z okazji, że profesor Lecter wstał i zaczął zbierać z biurka swoje dokumenty, powiodłem spojrzeniem po całym jego ciele.

Hannibal Lecter był mężczyzną wysokim i atletycznie zbudowanym, który niemal zawsze miał na sobie trzyczęściowy garnitur i idealnie dobrany krawat. Przystojna twarz miała idealne proporcje, wydatne, seksowne kości policzkowe, wyraźnie zaznaczoną szczękę. Ilekroć patrzyłem w jego orzechowe oczy nie mogłem odgadnąć o czym myśli, chociaż w przypadku każdej innej osoby wystarczyły mi sekundy, abym mógł wniknąć w jej umysł. Hannibal Lecter potrafił się ukrywać, a cała jego osoba wydawała się krzyczeć „niebezpieczeństwo”. To mnie przerażało i pociągało jednocześnie.

- Chodźmy, Willu.

Zadrżałem, kiedy głęboki, naznaczony delikatnym, obcym akcentem głos wyrwał mnie z zamyślenia.

Nauczyciel narzucił na siebie idealnie wyprasowaną szatę profesorską.

Nie chciałem wychodzić z jego gabinetu. Byłem oczarowany jego osobą w takim samym stopniu jak przed wakacjami. Nadal też czułem w ustach słodki smak napoju, który wypiłem, a który wcześniej pił profesor. Byłem jak zahipnotyzowany.

Gdzieś na samym dnie mojej świadomości kryła się przestroga przed zbliżaniem się do profesora, przed kosztowaniem tego, co jadł i pił, a co sam przyrządził. Nie wiedziałem jaka była tajemnica nauczyciela i jego specjałów, wiedziałem tylko, że jedno i drugie było przeznaczone tylko dla nielicznych. I ja chciałem znaleźć się w gronie tych „nielicznych”, chociaż obawiałem się tego, czego mogę się poprzez to dowiedzieć, chociaż nie o profesorze, ale o samym sobie.

Czułem jak mróweczki podniecenia powoli chodzą po mojej skórze. Od kiedy uświadomiłem sobie, że profesor Lecter działa na mnie w ten sposób, z każdym dniem coraz głębiej tonąłem w moim zainteresowaniu jego osobą. Był dla mnie atrakcyjny nie tylko seksualnie, ale także intelektualnie. Był ideałem, który chciałem dogonić, do którego chciałem się upodobnić, który chciałem uczynić swoim.

Pragnąłem, chociaż obawiałem się własnych pragnień. Byłem ciekaw, chociaż bałem się poznać odpowiedzi na swoje pytania.

Nie wiedziałem jeszcze kim jestem, ale moje wybory mogły pomóc mi w odnalezieniu siebie, podobnie jak mógł pomóc mi w tym profesor Lecter.

Nauczyciel położył swoją dużą, silną dłoń na moim ramieniu i byłem pewny, że wyczuł drżenie mojego ciała, chociaż na pewno nie domyślił się jeszcze jaki był powód takiej reakcji. Gdyby wiedział, nie dotykałby mnie lub zmieniłby rodzaj tego dotyku.

- Nie rób w tym roku zbyt wielu głupstw, Will.

Profesor Hannibal Lecter był wyjątkowy, co właśnie potwierdził dając mi furtkę, pozwalając na pewien margines błędu, pozwalając mi być sobą, eksperymentować.

- Nie mogę tego obiecać, profesorze. - nie mogłem, ponieważ planowałem wiele głupstw, z czego większość miała na celu tylko jedno. Zdobycie profesora.

- Więc zapewne jeszcze nie raz odwiedzisz mój gabinet, Will.

Nauczyciel pochylił się i powiedział to wyjątkowo cicho, a jego oddech musnął moje ucho, mój policzek, moją szyję.

Musiałem zmusić się do intensywnego myślenia o Franklynie i jego gadającym pryszczu, aby pozbyć się erekcji. Wziąłem kilka szybkich głębokich oddechów, po czym wstałem z miejsca.

- Lubię wizyty w pańskim gabinecie, profesorze. - rzuciłem udając obojętność.


Wraz z nauczycielem opuściłem jego gabinet, aby oficjalnie rozpocząć ten nowy rok szkolny.